Pozycja przez wielu wychwalana i wielbiona, która to
opowiada o apokalipsie krwiożerczych zombie panującej na Ziemi, zaczynając od
Chin, skąd wirus rozprzestrzenił się na skalę światową przez chorego nazywanego
„pacjentem zero”.
Książka sama w sobie jest
zeznaniem ludzi z różnych sfer – ci „wyżsi”, czyli żołnierze, osoby pracujące w
rządzie i „słabsi”, nie rzucający się w oczy, podlegli decyzjom władz cywile.
Zdecydowanie więcej jest tych pierwszych, co mnie dość odpychało ze względu na
ich bardzo formalne wypowiedzi i obszerne opisy dotyczące broni czy sytuacji
politycznych.
Autor z pewnością chciał jak najlepiej ukazać apokalipsę, oraz w jaki sposób różne grupy społeczne radzą sobie z niecodziennym niebezpieczeństwem i walką o życie swoje, jak i bliskich, natomiast spodziewałam się czegoś większego. Mam na myśli więcej zombie, krwi, walki czy prostych, ludzkich uczuć typu strach, przerażenie, panika, troska.
Autor z pewnością chciał jak najlepiej ukazać apokalipsę, oraz w jaki sposób różne grupy społeczne radzą sobie z niecodziennym niebezpieczeństwem i walką o życie swoje, jak i bliskich, natomiast spodziewałam się czegoś większego. Mam na myśli więcej zombie, krwi, walki czy prostych, ludzkich uczuć typu strach, przerażenie, panika, troska.
Historię, którą zapamiętałam jako
jedną z kilku najbardziej „godnych” zapamiętania, była opowieść chłopaka, a
właściwie totalnego nerda komputerowego, który siedział w domu przez długi czas
trwania zagłady, nie przejmując się nawet tym, że jego rodzice zniknęli, pomimo
świadomości, że żywe trupy chodzą po ulicach (12 lat po „odzyskaniu
niepodległości” przez ludzkość, dalej nie wie, co się z nimi stało lub dzieje).
Zauważył tylko, że jego mama nie podstawia mu pod drzwi jedzenia w południe i
pod wieczór. Zirytował się tylko, że będzie musiał chodzić do kuchni i wcinać
suche zupki. Czar beztroskiego życia prysł, gdy odcięto dopływ Internetu. Cóż,
miał o tyle dobrze, że podczas, gdy jeszcze sieci internetowe działały,
dowiedział się z rozmów z innymi, co najcenniejszego zdobywać, by przeżyć i jak
walczyć.
„World War Z” jest naprawdę dobrą
książką, jednak wyżej wspomniane długie, żmudne opisy nudziły mnie i męczyły,
gdy byłam już za połową lektury.
Bardzo pozytywnym akcentem są natomiast szkice narysowane przez Polaka, przedstawiające zombie i rozpoczynające każdy z ośmiu rozdziałów, które pomimo swej prostoty są urzekające i klimatyczne.
Bardzo pozytywnym akcentem są natomiast szkice narysowane przez Polaka, przedstawiające zombie i rozpoczynające każdy z ośmiu rozdziałów, które pomimo swej prostoty są urzekające i klimatyczne.
Zombie.. to jest coś! :)
OdpowiedzUsuńRównież obawiam się żmudnych opisów, relacji, które mnie nie usatysfakcjonują. Ale trzeba będzie podejść do tej książki pozytywnie :)
Nie lubię czytać książek o zombie. Tak mnie jakoś odstraszają. Wolę już znacznie przyjemniejsze (przynajmniej wizualnie) wampiry.
OdpowiedzUsuńMój chłopak jest zakręcony na punkcie tej książki i tego filmu. Kilka razy w miesiącu potrafi oglądać.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem tego fenomenu :)